czwartek, 4 lutego 2010

Z historii Festiwalu w Cannes


Ostatnio znalazłem na YouTube archiwalny fragment transmisji z ceremonii rozdania nagród na Festiwalu w Cannes w 1990 roku. Wydarzenie to interesujące z powodu skandalu jaki wywołał werdykt jury i reakcji zgromadzonych, o którym tylko słyszałem i czytałem ,ale nigdy nie widziałem. Ówczesny przewodniczący Jury – Bernardo Bertolucci ogłosił, że Złotą Palmę dla najlepszego filmu otrzymuje David Lynch za „Dzikość serca”. Werdykt przyjęto po jednej strony sali z owacją, zaś po drugiej stronie słychać tak głośne buczenie, że o spokój apelował wręczający nagrodę Anthony Quinn.
David Lynch uważny był wówczas bardziej za samozwańczego skandalistę kina, niż poważnego artystę. Wprawdzie nominowany do Oscara za całkiem dobrze przyjętego „Człowieka słonia”, to pamiętany był raczej ze słabo odbieranej „Diuny” i kontrowersyjnego „Blue Velvet”. Także „Dzikość serca” wydawała się nie być filmem poważnie aspirującym do miana dzieła. „Ekstrawaganckie wymieszanie konwencji romansu i kryminału z filmem drogi, ociekający przemocą i brzydotą” – taki w opinii części krytyków był film Lyncha. I rzeczywiście taki jest, a przy tym jednak wybitny. Nie tylko Złota Plama i związane z jej przyznaniem kontrowersje wpłynęły na miejsce w historii kina tego już „kultowego” obrazu. „Dzikość serca” zwiastowała to, jakie będzie kino lat 90. Ociekające przemocą sceny, zmontowane w estetyce teledysków, gdzie wymieszanie stylów i konwencji jest elementem powszechnym - kino intertekstualne i postmodernistyczne. Po „Dzikości serca” Złota Plama dla „Pulp Fiction” nie była już takim „świętokradztwem”, a tylko nagrodą dla kolejnego, charakterystycznego filmu tamtej dekady.

6 komentarzy:

  1. Hej, Tomek!

    Wydawalo mi sie, ze jak ostatni raz mijalismy sie w kinie (Ty na Avatara, ja z niego), to rzuciles, by przygotowac sie na Twoja notke odnosnie nowego kinotworu Camerona. :) Nasuwa sie wiec pytanie natury ontologicznej: gdzie ta notka? :)

    Pozdr :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, pamiętam. Póki co rodzi się w głowie...

    OdpowiedzUsuń
  3. No to czekamy :) Oby bylo 10 w skali Apgar ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja pamiętam, że to dobry film jest, naprawdę, chociaż fanem estetyki Lyncha nigdy nie byłem.
    Tak mi go teraz przypomniałeś, że aż go sobie obejrzę powtórnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Estetyki... sposobu w jaki robi filmy, czasem go nie kumam po prostu.

    OdpowiedzUsuń